Strona domowa Polska Mierzeja Wiślana – Bałtyk poza sezonem

Mierzeja Wiślana – Bałtyk poza sezonem

przez Basia||Podróże Hani

Mierzeja Wiślana to nasz nowy nadbałtycki hit. Byliśmy tam latem, jadąc rowerami z wyspy Sobieszewskiej w stronę Piasków na granicy z Obwodem Kaliningradzkim. Drugi raz odwiedziliśmy te okolice poza sezonem, w lutym. Było malowniczo, na plaży spotykaliśmy pojedyncze osoby. Szukaliśmy muszelek i bursztynów, udało się nam morsować, a po powrocie do hotelu maksymalnie zrelaksować.

Tym razem nasz Bałtyk poza sezonem był niezwykle udanym wyjazdem m. in. dlatego, że mieszkaliśmy w Kątach Rybackich w hotelu z zapleczem, które zapewniło nam pięknie spędzone zimowe popołudnia. Od kilku lat staramy jeździć nad Bałtyk właśnie poza sezonem. Byliśmy już w pochmurnej, ale pięknej Białogórze, deszczowym zimowym Trójmieście, na zmrożonej plaży w Kuźnicy na Półwyspie Helskim, a teraz – na Mierzei Wiślanej. 

Z roku na rok te zimowe wyjazdy nad Bałtyk ewoluowały. Początkowo – jak zwykle w trakcie naszych wojaży – rezerwowaliśmy na te krótkie pobyty hostele/pokoje czy mieszkania, w których sami organizowaliśmy sobie wyżywienie. Później pojechaliśmy do hotelu w Juracie, w którym mieliśmy zapewnione śniadania, a popołudnia spędzaliśmy na basenie. W tym roku skorzystaliśmy z zaproszenia hotelu Tristan w Kątach Rybackich. I mieliśmy ferie w wersji all inclusive. Pierwszy raz zimą nad morzem nie szukaliśmy miejsca, w którym mogliśmy coś zjeść (zarówno na półwyspie helskim, jak i na mierzei zimą naprawdę wszystko jest pozamykane!), nie mieliśmy problemu z nudzącymi się dziećmi (przecież zimą o 16-17 jest już ciemno!) czy tym, że lokalne atrakcje turystyczne po sezonie są nieczynne (nie potrzebowaliśmy ich).

Bałtyk i Mierzeja Wiślana zimą – dlaczego warto

Powodów, by jechać nad Bałtyk właśnie zimą jest sporo. Tak jak latem czekają na nas piękne, szerokie i piaszczyste plaże. Tym razem jednak plaże są prawie puste (a często naprawdę puste, nieraz zdarzało nam się nie widzieć innych spacerowiczów na horyzoncie), a przez to – przynajmniej w mojej ocenie – jeszcze piękniejsze. 

Zimą nad morzem (w górach zresztą jest bardzo podobnie) nie ma tego, czego po prostu nienawidzę, a więc wszechobecnego straganowego kiczu. W drodze na plażę nie zatrzymujemy się przy dziesiątkach stoisk, nie jesteśmy z każdej strony atakowani plastikowymi zabawkami, kręconymi ziemniakami i cukrową watą. To sprawia, że nasze zimowe wyjazdy są zdecydowanie spokojniejsze.

Na plaży czeka na nas to wszystko co zachwyca też latem – zimą też można budować zamki z piasku, wspinać się po wyrzuconych na plażę konarach drzew czy wystawiać twarz w stronę słońca. Czeka też wiele więcej – bursztyny (w tym roku pierwszy raz nazbieraliśmy ich całkiem sporo!), mnóstwo muszelek, a w powietrzu – jod. Po ten ostatni też jako mieszkańcy Śląska jeździmy. W wietrzne jesienne i zimowe dni stężenie jodu nad Bałtykiem jest najwyższe. W ogóle nasze coroczne wyprawy nad morze zaczęły się właśnie od sanatorium w Dąbkach, po którym dzieciaki naprawdę przestały nam chorować.

Dodatkowo pandemia jeszcze bardziej nasiliła (myślę, że nie tylko w naszej rodzinie) kierunek “w naturę”. Coraz więcej naszych wyjazdów bazuje tylko i wyłącznie na przebywaniu na zewnątrz. Z tego punktu widzenia zimowa Mierzeja Wiślana jest świetnym wyborem. Gdybyśmy mieli w planach ferie w muzeum, z pewnością wybralibyśmy inne miejsce, choćby niedalekie Trójmiasto. Dla nas jednak Bałtyk zimą jest tożsamy z przebywaniem na świeżym powietrzu. Jako Ślązaczka wystawiana przez wiele tygodni w roku na działanie smogu, niesamowicie doceniam te kilka dni oddychania pełną piersią.

Mierzeja Wiślana – co trzeba zobaczyć

Mierzeja Wiślana to prawie stu kilometrowa piaszczysta wydma, oddzielająca Bałtyk od Zalewu Wiślanego. Ma szerokość od 1 do 2 km i ciągnie się od granic Gdańska (Wyspa Sobieszewska) do miejscowości na terenie obwodu kaliningradzkiego (granica polsko-rosyjska jest w miejscowości Piaski). Jest tam spokojnie i malowniczo, a ośrodkami turystycznymi są dawne rybackie miejscowości takie jak “nasze” Kąty Rybackie. 

Urlop na Mierzei Wiślanej to dla mnie przede wszystkim relaks na łonie natury – plaże, lasy i spacery, rowery czy trasy nordic walking. To największe atuty tego miejsca. Poza sezonem dochodzi do nich jeszcze niesamowity spokój

Latem atrakcją nie tylko dla dzieci z pewnością jest Żuławska Kolej Dojazdowa. Choć kursuje tylko ok. 90 dni w roku, przewozi ponad 70 tysięcy pasażerów! Ponad stuletnia linia kolejowa jest dostępna na trasach: Prawy Brzeg Wisły – Jantar – Stegna – Sztutowo i Stegna – Nowy Dwór Gdański. Gdy jechaliśmy do Krynicy z rowerami faktycznie mijaliśmy pełną turystów wąskotorówkę. 

A jeśli traficie na niezbyt dobry pogodo czas (i latem, i poza sezonem), zawsze można z Mierzei Wiślanej pojechać do Trójmiasta, które jest kilkadziesiąt kilometrów dalej. 

3 zimowe dni w Kątach Rybackich – plan zwiedzania

Naszą bazą na Mierzei WIślanej były niewielkie Kąty Rybackie. Największą atrakcję, czyli plażę mieliśmy w odległości półgodzinnego spaceru przez las (ta trasa, choć nieco dłuższa, odpowiadała nam zdecydowanie bardziej niż dojście drogą). Byliśmy tam 3 dni, to wystarczający czas, by poznać się z Mierzeją Wiślaną. 

Kąty Rybackie, dzień pierwszy

Jeden dzień krótkiego pobytu można spędzić właśnie spacerując w okolicy hotelu Tristan. My najpierw poszliśmy na plażę. Spacer przez las w stronę wejścia nr 53, następnie godzinka na plaży o powrót do hotelu, już drogą (wejście nr 51, przy nim jest też parking).

Kolejnym punktem zwiedzania był malutki, acz urokliwy (szczególnie, że wyszło słońce) port rybacki w Kątach Rybackich. Port może być celem spaceru lub jedynie przystankiem – skręcając przed portem w prawo dojdzie się do ujścia Wisły Królewieckiej do Zalewu Wiślanego. Z kolei kierując się do centrum miejscowości dojdziecie do portu i przystani żeglarskiej w Kątach Rybackich. Tam można zobaczyć kutry i łodzie, usiąść na ławeczce Rybaka. Stamtąd w sezonie wyruszają też rejsy po Zalewie Wiślanym. Przy porcie jest też Muzeum Zalewu Wiślanego. My byliśmy w nim latem, dzieci doskonale pamiętały, że tam były. 

Kąty Rybackie, dzień drugi

Drugiego dnia ruszamy z Kątów Rybackich na wschód, w stronę granicy z Obwodem Kaliningradzkim, która znajduje się w miejscowości Piaski. Jadąc cały czas główną drogą docieramy do przekopu Mierzei Wiślanej, czyli ogromnej budowy, które zmienia nie tylko krajobraz, ale też gospodarkę tego miejsca. Nie będę wchodzić tu w dyskusje polityczno-gospodarcze, nie napiszę czy wg ma całe przedsięwzięcie ma sens, czy go nie ma. Wspomnę jedynie, że całość, z zabudowaniami portowymi i obrotowymi mostami, naprawdę robi wrażenie. Tym razem oglądaliśmy wszystko z poziomu trasy, myślę, że kolejnym razem podejdziemy od strony plaży (ale letniego plażowania w cieniu nowego portu na razie sobie nie wyobrażam…).

Jadąc dalej traficie do Krynicy Morskiej, największej i chyba najbardziej obleganej miejscowości na Mierzei Wiślanej. Latem właśnie w Krynicy zaczynaliśmy naszą rowerową wyprawę szlakiem wzdłuż Bałtyku (R10). Szczerze – wtedy byłam przerażona tłumami… Teraz było całkiem miło, deptak, którym wcześniej jechaliśmy świecił pustkami. Na plaży miło się morsowało i zbierało muszelki. Ale latarnia morska, na którą wspięliśmy się latem, była zamknięta. W Krynicy przyjemnymi celami nadmorskich zimowych spacerów mogą za to być inne punkty widokowe np. Wielbłądzi Garb i Góra Pirata. Warto się też skusić na długi spacer między nimi! 

Nie kończcie wycieczki na Krynicy. Koniecznie pojedźcie do końca polskiej strony Mierzei. Im bliżej granicy, tym piękniejsze są plaże. Po naszym wakacyjnym pobycie stwierdziliśmy, że plaże w Piaskach są równie piękne jak plaże w Białogórze, które po prostu uwielbiamy. Co więcej, nawet w wakacje były puste! 

Kąty Rybackie, dzień trzeci

Trzeciego dnia pobytu w Kątach Rybackich warto wybrać się na zachód, w stronę wyspy Sobieszewskiej (która sama w sobie jest warta zostania tam choćby na 2-3 dni, tutaj już wkrótce będzie artykuł o tym co robić na wyspie Sobieszewskiej). Tym razem tylko przejechaliśmy przez Sztutowo, Stegnę, Jantar i skupiliśmy się na Mikoszewie. 

Nasz spacer zaczęliśmy przy leśnym parkingu w Mikoszewie. Lasem doszliśmy do wejścia na plażę nr 88. Szliśmy w stronę ujścia Wisły do morza, jakieś …. w jedną stronę. Po drodze – jak to na plaży – były babki z piasku, skoki przez konary, piknikowa przerwa. W Mikoszewie znaleźliśmy też bursztynowy raj! Na terenie rezerwatu Mewia Łacha morze wyrzuca na brzeg mnóstwo wodorostów, drewna, roślin i (niestety!) śmieci… w tej mieszance są też bursztyny. Wystarczy trochę cierpliwości i pierwsze malutkie bursztynki były w naszych rękach. W tym roku po raz pierwszy naszymi pamiątkami znad Bałtyku były małe flakoniki z własnoręcznie zebranym jantarem.

Idąc dalej wzdłuż brzegu dotarliśmy do miejsca, w którym Wisła wpływa do Bałtyku. To prawdziwy sztos! Mogłabym tam stać i stać, ale wiatr zrobił swoje i po kilku godzinach jodowania się wróciliśmy do auta, tym razem do lasu wchodząc na wysokości wejścia nr …. Z drugiego brzegu Wisły latem wypływaliśmy małym stateczkiem oglądać foki. Tak! W okolicach Wyspy Sobieszewskiej i Mierzei WIślanej jest sporo fok, które wygrzewają się na wysepkach bardzo niedaleko brzegu. 

Jeśli na Mierzei Wiślanej będziecie ze starszymi dziećmi, warto przemyśleć odwiedzenie Muzeum Stutthof. To obóz koncentracyjny, który powstał już 2 września 1939 r. i działał nieprzerwanie aż do 9 maja 1945 r. Działał najdłużej spośród wszystkich obozów koncentracyjnych w czasie II wojny światowej. Przeszło przez niego ponad 110 tysięcy osób, 65 tysięcy z nich zginęło. Przyznaję, że my odpuściliśmy. Chłopaki są zdecydowanie za mali na odwiedzanie takich miejsc. Myślę, że Hania doskonale kontekst sytuacyjny by zrozumiała, jednak również nie chciałam jej tam zabierać. Jechaliśmy nad Bałtyk, by się zresetować, odciąć od wszystkiego co dzieje się w Polsce i na świecie. Nie chciałam dodawać nam kolejnych emocji. 

Noclegi na Mierzei Wiślanej

Miejsc noclegowych na Mierzei Wiślanej jest całkiem sporo. Są pokoje i apartamenty do wynajęcia, wolnostojące domki, pensjonaty i kilka większych hoteli. Latem, gdy dni są ciepłe i długie, a my spędzamy większość czasu w plenerze, z pewnością szukalibyśmy domków (jest nas jednak piątka) z własną kuchnią. Zupełnie inaczej sytuacja wygląda zimą. Po kilku wcześniejszych wyjazdach nad Bałtyk poza sezonem doszliśmy do wniosku, że zimą nie chcemy siedzieć z dziećmi w jednym pokoju czy po ciemku szukać otwartej restauracji, w której moglibyśmy zjeść coś pysznego.

Nasze myśli powoli krążyły wokół zimowego wyjazdu do hotelu, w którym naprawdę o niczym nie będziemy musieli myśleć. Po dobrych kilku latach rodzinnych podróży powoli dojrzeliśmy do decyzji, że czasem warto więcej zapłacić i choć przez 2-3 dni pozwolić sobie na totalny reset. I wtedy dostałam maila z hotelu Tristan w Kątach Rybackich… Co ciekawe, pracownicy hotelu odezwali się do mnie kilka dni po tym jak wróciliśmy z Wyspy Sobieszewskiej, z mocnym postanowieniem powrotu w te okolice zimą. Przeznaczenie?

Hotel Tristan w Kątach Rybackich

W hotelu Tristan pojawiliśmy się w poniedziałkowe popołudnie i zostaliśmy do czwartku. Te 3 dni wystarczyły, bo odpocząć, skorzystać w atrakcji okolicy i samego hotelu oraz – o tym nie wiedzieliśmy przed przyjazdem – zjeść mnóstwo pyszności.

Hotel Tristan znajduje się w Kątach Rybackich w niewielkiej odległości zarówno od plaży, jak i od portów, o których pisałam wyżej. To miejsce bardzo nastawione na pobyty rodzin z dziećmi, odczuwaliśmy to na każdym kroku. Ułatwienia dla maluchów są wszędzie – w toaletach są schodki, w restauracji – krzesełka dla dzieci. Jest mała sala zabaw, są animacje. Dla maluszków są dostępne łóżeczka turystyczne, wanienki, nocniki i sporo innych przydatnych akcesoriów. No i jest basen. Dla naszych dzieci to jest podstawowy element udanego wypoczynku, w zasadzie mogłyby z wody nie wychodzić. 

Tak naprawdę moglibyśmy hotelu Tristan w ogóle nie opuszczać i nie ukrywam, że to mnie początkowo trochę martwiło. Moim głównym celem zimowych wyjazdów nad Bałtyk jest jednak wdychanie porządnej dawki jodu na plaży. Udało się nam jednak dojść do kompromisu i ostatecznie po śniadaniu wychodziliśmy w teren, a później korzystaliśmy z atrakcji hotelu. Na pewno temu rozwiązaniu sprzyjało to, że o 17 było już ciemno. 

O tym co robiliśmy w plenerze już wam pisałam, teraz czas na atrakcje dostępne w hotelu Tristan. Do dyspozycji gości są: 

  • basen z jacuzzi, grotą solną i saunami, a latem też basen zewnętrzny
  • siłownia (Kamil korzystał)
  • bilard
  • spa (płatne)
  • kręgielnia (dodatkowo płatna)
  • animacje dla dzieci (byliśmy w hotelu Tristan w trakcie zimowych ferii i animacje były wtedy kilka godzin dziennie).

Latem goście mają dostęp do rowerów (Kąty Rybackie są na trasie R10). A przez cały rok w hotelu mile widziane są też zwierzęta. My z naszą kotką nie podróżujemy. Jednak gdybyśmy mieli psa to hotel Tristan bardzo zyskałby na tym, że moglibyśmy go mieć w swoim pokoju. Zresztą całkiem sporo gości z tej możliwości korzystało. 

Restauracja hotelu Tristan

Atrakcje atrakcjami, ale dla mnie największą zaletą hotelu Tristan jest kuchnia. Matko, jak tam pysznie karmią! W trakcie naszego pobytu korzystaliśmy ze śniadań i obiadokolacji. Jedliśmy również w hotelowej restauracji Kobaltowa. Szczerze? Nie pamiętam kiedy tak pysznie i różnorodnie jedliśmy. Do wyboru były zupy, ryby i mnóstwo dań wege. Do wyboru było mnóstwo warzyw i owoców, wędlin, serów, ciast. To wszystko sprawiło, że nasze śniadania i obiadokolacje trwały grubo ponad godzinę. Bo trzeba było jeszcze spróbować tego… I tego też… Jeśli miałabym polecić hotel Tristan w Kątach Rybackich tylko z jednego powodu, na 100% byłaby to właśnie kuchnia. Nawet jak tylko będziemy przejeżdżać rowerami R10 na pewno zjawię się w Kobaltowej z nadzieją, że zupa pietruszkowa nadal będzie w menu. 

Dziękuję hotelowi Tristan**** w Kątach Rybackich za możliwość kilkudniowego resetu.
Hotel Tristan, ul. Rybacka 17, Kąty Rybackie, www.tristan.com.pl

Mogą Ci się również spodobać...

Zostaw komentarz