Kto to widział, tyle dzieci! I jeszcze wyjazdy im w głowie! Z takim maleństwem 😉 Antek zaczynał standardowo, pierwszą podróżą był wyjazd ze szpitala do domu, akurat udało mu się „załapać” na ostatnie wolne miejsce w aucie… A potem… potem doszły i inne środki transportu – wózek, chusta, pociąg, w końcu samolot. Pojeździł ten nasz Antosiek, szczególnie „za niemowlęcia”, w końcu rodziny się nie wybiera. Wyprzedził starszaki – pierwszy raz pociągiem jechał jak miał chyba 3 tygodnie, samolotem leciał jak miał 3,5 miesiąca. I zdecydowanie radził sobie najlepiej z naszej trójki. Oby tak dalej.
Tak, zdecydowanie najbardziej wyjazdowe były pierwsze miesiące życia Antka. W wakacje Kamil sporo pracuje, staram się więc jak najczęściej zabierać dzieci z jego pola widzenia.
Pociąg
I tak pierwszą wycieczka z około miesięcznym Antkiem była do Katowic. Pociągiem. Żeby sprawdzić czy najmłodsza latorośl dojedzie z nami do Trójmiasta. Dojechał! Co więcej, tygodniowy wypad z niespełna 2-miesięcznym bobasem był najspokojniejszym z naszych wyjazdów. Starszaki świetnie się bawiły, Antkowi niczego nie brakowało. Było cudnie, i w ulewie, i (dzień później!) w upale.
Relację z naszych pierwszych pociągowych wycieczek znajdziecie tu: Katowice, Gdańsk.
Samochód
Potem był w końcu rodzinny wyjazd. Celem wycieczki było upalne świętokrzyskie. Był skansen w Tokarni, Centrum da Vinci i chill w Agro Parku (chcę wrócić). Znowu ledwie kilka dni, bo na więcej praca Kamila nie pozwalała, ale była okazja, by pobyć razem.
Samolot
Pod koniec października (Antek miał 4,5 miesiąca) przyszedł czas na pierwszy lot samolotem – na Maltę. Był bardzo spokojny, pół lotu Antek przespał w chuście, drugą połowę drzemał na rękach. Zdecydowanie więcej stresów związanych z lotami przysparzają starszaki, zdecydowanie… Na lotnisku też był spokój. Wózek oddaliśmy wraz z bagażami, z nami została chusta (pisaliśmy o niej m. in. w artykule podróżnicza wyprawka malucha, wkrótce zrobimy aktualizację – dodamy nosidła! ;p)
Zima
Ferie zimowe (choć tylko z nazwy) były w naszej kochanej Trójwsi. Potem – przez złamaną nogę Huba – długo, długo nic. W końcu nadeszła majówka i Czechy, a jeszcze wcześniej (pociągowy) wyjazd z Hubem do Warszawy w poszukiwaniu dinozaurów (rany, ile ja mam wpisów do zrobienia…). Teraz znowu posucha. Czekamy na koniec roku szkolnego.
A wyjazdem na roczek będzie Opole. Znów lokalnie, taki mamy rok. Mam nadzieję, że odbijemy sobie urlopem, jesienią. Najważniejsze, że Antek w podróży nie marudzi (bo teraz już wiemy, że nie jedziemy gdy jest zmęczony, zasnąć musi w domu, potem jazda mu nie przeszkadza) i dobrze działa na współtowarzyszy 🙂
100 lat Antosiu, nasz mały podróżniku! 😉