Jak zwykle zaparkowaliśmy przy Cygańskim Lesie, niedaleko bardzo lubianej nie tylko przez dzieciaki kawiarni Peron. Najpierw szliśmy przez park, potem przez las i dopiero po jakimś czasie (w naszym przypadku minęło chyba z pół godziny, bo – wiadomo – każdy kamień jest wart zobaczenia).
W końcu doszliśmy na początek szlaku i… trzeba było odpocząć i się posilić 😉
Wracaliśmy dziwną trasą (w zasadzie chyba trochę skracaliśmy i zbaczaliśmy z trasy), mniej ciekawą niestety. Tym razem był już sam marsz, bo Hubo na stałe wylądował na plecach (Hani miś też, a co 😉 ). Szliśmy szybko, bo – po pierwsze – umówieni byliśmy z Kasią z Vanilla Island (polecam bardzo zobaczenie pięknych zdjęć), a po drugie – obiecaliśmy sobie słodką nagrodę za zdobycie pierwszego w tym sezonie szczytu 🙂
2 komentarze
Zawsze z uśmiechem patrzę na rodziny, które od małego wpajają w dzieciach zamiłowanie do górskich wycieczek 🙂
Do zobaczenia na szlaku !
🙂 się staramy 😉 do zobaczenia w Beskidach!