Barcelona była też dla dzieci. Wiadomo, że jak gdzieś jedziemy razem (a jeździmy razem zawsze) to część atrakcji musi być specjalnie dla nich (choć i my z nich z radością korzystamy). Tak było w Londynie i Edynburgu, tak samo było i w Barcelonie. Po raz kolejny ze znalezieniem jakiś dziecięcych akcentów na każdy dzień nie było większych problemów (choć place zabaw mają średnie…). Często atrakcje same się nasuwały, bo jak tu nie powygłupiać się przy wielkich bańkach mydlanych, które w stolicy Katalonii puszczane są niemal na każdym rogu? Jednak bańki to nie wszystko. Przedstawiamy ulubione atrakcje Barcelony wg Hani i Huba. Większość z nich to atrakcje darmowe, po raz kolejny się więc sprawdziło, że dzieci wiele do szczęścia nie potrzebują.
Bańki mydlane
Pierwszy raz napatoczyliśmy się na panów puszczających ogromne bańki na Placu Katalonii. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że będą oni i na Rambli, i w Porcie, i Barri Gotic, i przy Łuku Triumfalnym, więc spędziliśmy tam trochę czasu. W kolejnych z wymienionych miejsc też…
Gęsi i gołębie
I znowu zaczynamy od Placu Katalonii. Może Kraków to nie był (choć mam wrażenie, że i tam tych ptaszysk coraz mniej jest), ale szczególnie Hubo był zachwycony możliwością nakarmienia gołębi (no i wbiegania w odpoczywające na placu stada). Gęsi z kolei spotkaliśmy w dzielnicy Barri Gothic. Od wieków mieszkają w krużgankach przy katedrze św. Eulalii. Zachwycony był przede wszystkim Hubert.
Kolejki linowe
Barcelona kolejkami stoi. Wjechać można na Wzgórze Tibidabo (najpierw równie fajnym, kultowym i przepełnionym niebieskim tramwajem, potem kolejką szynową na sam szczyt), czy na Wzgórze Montjuic (kolejką linową Port Vell, startującą z Barcelonety i podwieszoną nad portem lub już na samym wzgórzu kolejką Terefenic).
My skusiliśmy się ja czerwony wagonik kursujący z portu na zbocze Montjuic, przy okazji zaliczając fajne miejsce widokowe na centrum i plażę (na wieżę, z której startują wagoniki można też wejść tylko w celach widokowych, niestety za 5 euro). Choć było ciasno, bo do malutkiego wagonika weszło kilkanaście osób (+ hubowy wózek), widoki wynagrodziły nam pewne niewygody. Szczególnie w sezonie trzeba trochę czasu spędzić w kolejce (my pod koniec listopada też czekaliśmy, łącznie jakieś pół godziny, z tego połowę już na szczycie wieży, a więc z możliwością oglądania widoków). Wszystko dlatego, że w każdą stronę kursuje tylko jeden mały czerwony wagonik. To też sprawia, że przejażdżka jest wyjątkowa.
Magiczne fontanny
Piękny spektakl w pięknym miejscu. Fontanny znajdują się u podnóża Wzgórza Montjuic, rozpoczynają (lub – jak w naszym przypadku – kończą) jedną z piękniejszych alei widokowych Barcelony zwieńczoną Placem Hiszpańskim. Za nimi są cztery kolumny, widowiskowe wodne kaskady i monumentalne Muzeum Sztuki Katalonii (Museu Nacional d’Art de Catalunya – Palau National). Wieczorem wszystko jest podświetlone i wygląda naprawdę uroczo. I choć widowiska z magicznymi fontannami w roli głównej są już chyba wszędzie i tak warto pójść i przedstawienie zobaczyć. To w stolicy Katalonii podobno od lat się nie zmienia, ale przy Barcelonie śpiewanej przez Freddiego się o tym zapomina…
Plaże
Plaże w mieście są prawie tak samo fajne jak góry w mieście (pamiętacie Edynburg lub… Bielsko-Białą?). Jednak zdecydowanie je doceniamy! Szczególnie, że pierwszy raz moczyliśmy nogi (na więcej się nie odważyliśmy – a raczej na więcej dzieciom nie pozwoliliśmy) w grudniu (a dokładniej 1-go grudnia). Muszelek za dużo nie było, ale piasek, woda, aleja palm i nowoczesne budynki na początku i końcu naszej spacerowej trasy były super.
My byliśmy tylko na najsłynniejszej z plaż – Barcelonecie, ale do wyboru jest ich wiele więcej (łącznie jakieś 5 km piaszczystego nadbrzeża). Pewnie gdybyśmy byli bliżej sezonu letniego, poznalibyśmy i inne. Ale wtedy nie bylibyśmy na plaży sami…
Park Ciutadela
Po wizycie w Londynie w każdym mieście na wszelki wypadek do parków zaglądamy, a nóż widelec okażą się takim samym rajem dla dzieci (choć londyńskich chyba żadne europejskie miasto nie przebije, pamiętacie ten wpis?). Po zawodzie w Edynburgu, Barcelona nas zadowoliła. Park Ciutadela położony jest prawie w samym centrum – schodząc z Rambli przeszliśmy przez Dzielnicę Gotycką, minęliśmy Łuk Triumfalny (przerwa na bańki mydlane) i piękną aleją palmową poszliśmy prosto do parku. Akurat był protest (w słusznej sprawie, bo przeciwko zanieczyszczaniu powietrza), ludzi pełno, ale dzięki temu wolny był plac zabaw. W parku długo nie byliśmy, ale i tak zdążyliśmy posłuchać kilku grajków, wspiąć się na ogromną fontannę Cascada zwieńczoną złotym rydwanem (jak się później okazało, w jego projekcie maczał palce również Gaudi, o czym pisałam już tutaj) i podejść do… mamuta. No dziwny był to zwierz, ale dzieci zaciekawione.
Muzeum Techniki – CosmoCaixa Barcelona
Kiedy chłopaki poszli na mecz Barcelony, dziewczyny (i oburzony niezabraniem na męski wypad Hubo) musiały się czymś zająć. Wybrałyśmy Tibidabo, ale zamiast pójść do kiczowatego lunaparku na szczycie wzgórza, poszliśmy do Muzeum Techniki na jego zboczu. Dużych oczekiwań nie miałyśmy, tymczasem okazało się, że sponsorowane przez bank kataloński multimedialne muzeum jest naprawdę świetnym miejscem. Już w punkcie informacyjnym niespodzianka – siedzieli w nim… Newton z Einstein’em! Najpierw wspinaliśmy się oglądając… ogromne drzewo. Później rzuciliśmy się w wir eksperymentów, a na koniec weszliśmy do najprawdziwszego… lasu tropikalnego.
Muzeum Techniki – CosmoCaixa, Carrer d’Isaac Newton, 26, Barcelona, więcej informacji tutaj.
Muzeum Czekolady
Wyjątkowo (cóż, nie byliśmy w Barcelonie sami) nie byliśmy w żadnym muzeum, choć pewne plany były. Z dziećmi dotarliśmy tylko do Muzeum Czekolady (łatwo nie było, znaleźliśmy je za trzecim podejściem). Dla mnie szału nie było, ale dzieciakom czekoladowe postaci z bajek, budynki i wszechobecny Messi (choć kompletnie niepodobny do siebie, już nasz Adam Małysz, też z czekolady, bardziej cukiernikom wyszedł). Do tego mała lekcja historii i warsztaty robienia czekolady (w informacji turystycznej powiedziano nam, że turyści indywidualni mogą dołączyć do grup, ale nas nie wpuszczono…). Tak więc polecam jeśli macie w Barcelonie dużo czasu, jeśli nie – są lepsze atrakcje.
Muzeum Czekolady – Museu de Xocolata, Carrer Comerc 36, www.museuxocolata.cat
* * *
Oczywiście nasze subiektywne TOP 8 to tylko malutki wycinek atrakcji dla dzieci w Barcelonie. Zdecydowanie najlepszym z nieodwiedzonych przez nas miejsc jest Akwarium (przed wyjazdem byliśmy we Wrocławiu, w – co prawda dużo mniejszym, ale jednak podobnym – Afrykarium). Do tego ogród zoologiczny, choć podobno są większe i z większą ilością zwierząt. Dzieci warto też zabrać do barcelońskiej opery (Gran Liceu), lunaparku na Tibidabo, czy na Camp Nou. Możliwości jest wiele, skorzystanie z nich zależy głównie od ilości czasu, którym dysponujecie, czy… zawartości waszego portfela.
* * *
Wszystkie nasze wrażenia z pobytu w Hiszpanii znajdziecie tutaj.