Wzgórze Artura (Arthur’s Seat)
No dobra. Arthur’s Seat nie bez przyczyny jest pierwsze. To mój absolutny hit tego wyjazdu (Kamila zresztą też). Po raz kolejny okazało się, że owszem, turystyka miejska to jest to, co lubię, ale góry (nawet tak malutkie jak ta) po prostu kocham 😉 By dojść pod Arthur’s Seat potrzebowaliśmy jakieś pół godziny, bez dzieci (sprawdziłam!) – kwadrans. Wejście to godzinka. Zanim minie poczujecie się jak w a) Bieszczadach (normalnie połoniny) lub b) na fiordach (mini, ale jednak). Nikomu nie przeszkadza, że to tylko 250 m n. p. m. Wyobraźnie rozpala też to, że to właśnie na szczycie tego wzgórza miał stać Zamek Camelot. Jest pięknie i już! I w zasadzie od początku wchodzenia można podziwiać nieziemskie widoki. Pewnie się nie zdziwicie jeśli napiszę, że weszłam tam dwa razy?
Wzgórze Calton…
…i inne miejsca widokowe (tu można ponownie się wspiąć na Arthur’s Seat ;)). Edynburg (a właściwie odwiedzający o turyści) ma to szczęście, że z wielu miejsc rozpościerają się niepowtarzalne widoki. Panoramę miasta najpierw zobaczyliśmy ze Wzgórza Calton. Z tego wzgórza żegnaliśmy się też z miastem. Całą drogę zastanawiałam się kim owy Calton był. I wiecie co się okazało? Napiszę to w osobnym wpisie, miejsc widokowych jest w Edynburgu z kilkanaście.
Królewski Ogród Botaniczny (Royal Botanic Garden)
Ogród jak ogród, ładny, ale szału nie ma. Za to będąca jego częścią palmiarnia – wow! Myślałam, że z niej nie wyjdę, szczególnie, że Hubo raczył sobie zasnąć w nosidle i mogłam sobie w spokoju pochodzić i porobić zdjęcia. A jak weszłam do do pawilonu z liliami wodnymi to autentycznie mnie zatkało (ale o tym NA PEWNO będzie osobny wpis). Pół dnia tam spędziliśmy.
…i inne muzea i galerie. W Muzeum Szkockim jest wszystko. Można powiedzieć, że szwarc, mydło i powidło, ale eksponaty są naprawdę ciekawe. Żeby przejść przez wszystkie ekspozycje trzeba mieć naprawdę dużo czasu, jeden dzień nie wystarczy. My skupiliśmy się na zwierzętach i wystarczyło (znowu był dinozaur). Gdybym była bez dzieci pewnie przyszłabym tam jeszcze z dwa razy 😉 W ogóle w Edynburgu jest multum muzeów i galerii. Odwiedziliśmy jeszcze kilka (choć zbiory – przyznaję – zobaczyliśmy dość pobieżnie, wyjątkiem było… Muzeum Dzieciństwa ;P). Co ważne, wstęp do większości muzeów jest darmowy.
Królewska Mila (King’s Mile)
Trakt, przy którym znajduje się większość miejsc, które powinno się zobaczyć w Edynburgu. Polecam przejście od strony Pałacu Królewskiego (Hollyrood Palace) i nowego szkockiego Parlamentu w górę. Tak jest ładniej 😉 Na drugim krańcu Mili znajduje się słynny edynburski zamek. A pomiędzy nimi jeszcze m. n. Muzeum Historii Edynburga, Muzeum Dzieciństwa i jeszcze kilka innych bardziej lub mniej ciekawych miejsc.
Zamek
Wizytówka Edynburga. Dostojnie wznosi się nad miastem. Usadowiony na wysokiej i niedostępnej skale. Szczerze napiszę, że myślałam, że zrobi na mnie większe wrażenie. Może zbyt dużo wymagam (albo naoglądałam się zdjęć z photoshopa). Niemniej jest ikoną i trzeba w jego okolicach się pojawić. My byliśmy pod samymi murami (ładne miejsca widokowe można znaleźć), ale do środka nie wchodziliśmy. Wybraliśmy… plac zabaw z widokiem na zamek 😉
Cmentarze
Może i dziwne, ale ja uwielbiam stare klimatyczne cmentarze.Jest ich w Edynburgu sporo. Widać je np. ze Wzgórza Carlton. Można je nawiedzić spacerując Milą, można po drodze na Wzgórze Artura. Zawsze takie same – pełne zieleni, starych historii i tajemniczości.
Wyspa Cramond
Wyspa na obrzeżach miasta. Gdy jest odpływ (a jest codziennie, trzeba tylko trafić w odpowiednią porę) można się na nią dostać suchą stopą. Jest też wtedy mnóstwo muszelek, które Hania skrzętnie zbierała. W ciągu kilku godzin wody przybywa i wyspa zostaje odcięta od świata. Z „mostu”, którym szliśmy w stronę Cramond zostają już tylko wystające falochrony. I tak dzień w dzień. Dodatkową atrakcją są naprawdę często i naprawdę nisko przelatujące samoloty 😉
Pentlandy
Kolejne góry w mieście, ale już naprawdę na jego obrzeżach (miejskim autobusem jechaliśmy prawie godzinę, dzieci się cieszyły ;)). Znowu poczułam się jak w Bieszczadach. Tym razem weszliśmy (przynajmniej tak mi się wydaje, nie powiem, żeby turystyczne oznakowanie było w Szkocji jakieś rasowe ;p) na nieco wyższe wzniesienie – Allermuir Hill (493 m n. p. m.). Wiało niemiłosiernie, ale warto było – widoki znowu były cudne. Ze szczytu widzieliśmy stadko (no dobra, kilka sztuk) szkockich krów, ale pomimo długiego pościgu nie udało nam się do nich podejść (wniosek? musimy wrócić).
Warto jeszcze zobaczyć dwa miejsca, w których my nie byliśmy:
Fourth Bridge
źródło: www.visitscotland.com |
The Scotch Whisky Experience
źródło: www.visitscotland.com |
Coś dla wszystkich ciekawych tego jak naprawdę wytwarza się narodowy szkocki trunek. Tam też mieliśmy iść bez dzieciaków, ale – ku mojemu zdziwieniu – Kamil miejsce oprotestował… Stwierdził, że w zasadzie proces wytwarzanie whisky jakoś specjalnie o nie interesuje. Zdziwiłam się, bo ja, podobnie jak do browarów, z chęcią bym poszła. Wychodzi, że nie znam męża 😉
* * *
O naszych szkockich wakacjach będzie na blogu zdecydowanie więcej. Wszystkie wrażenia z Edynburga znajdziecie tutaj.
6 komentarzy
A czy możemy liczyć na relację z innych części Szkocji?
My w czerwcu również odwiedziliśmy tę piękną krainą, choć byliśmy w sumie tylko tydzień, a na Edynburg przeznaczyliśmy jedynie 1.5 dnia. Trzeba tam wrócić 🙂
cześć! w końcu mam możliwość dodania odpowiedzi 😉 niestety tym razem skupiliśmy się na Edynburgu, po prostu nie mieliśmy do dyspozycji samochodu (może następnym razem będziemy mieć auto)
No pięknie! Okazuje się że jednak niewiele widziałam – ale jak się zwiedza miasto jeden dzień, to trudno zobaczyć wszystko… Piękne zdjęcia! A jedyne moje pocieszenie Fourth Bridge widziałam 😉 Imponujący!
widzisz, ja tam jeszcze wrócę, żeby Fourth Bridge zobaczyć 🙂
Fajne spojrzenie na rzecz, każdy powinien przeczytać również zaznajomić się z tematem.
Producent placów zabaw
[…] minęliśmy Canongate Kirk i zobaczyliśmy przylegający do niego cmentarz (jak już wiecie z tego wpisu, uwielbiam takie cmentarze). Idąc dalej po prawej stronie było People’s Story Muzeum […]