Przyznaję, że do tej pory moim wymarzonym miastem z dostępem do gór „od ręki” było Bielsko-Biała (no, może jeszcze cudny Edynburg!). Tam autobusem miejskim można podjechać pod kolejkę na Szyndzielnię (szlak też, ale przyznać się, kto z dzieciakami wchodził na górę pieszo?), szlak na Dębowiec czy Kozią Górę. A potem pojechaliśmy do Zakopanego i… weszliśmy na Nosal. W ramach spaceru przed kolacją! I Bielsko nieco spadło w moim prywatnym rankingu miast łączących łatwy dostęp do szlaków i piękne widoki (choć i tak jest cudowne!).
Wejście na Nosal
By wejść na Nosal nie potrzebujecie całego dnia. My (w Zakopanem byliśmy w czerwcu) wykorzystaliśmy popołudnie w dniu, w którym Kamil musiał pracować. Tak naprawdę od wyjścia z apartamentu Golden Vacation, w którym mieszkaliśmy, do powrotu na gościnną Pardałówkę minęły niecałe 4 godziny. Ale za to jak dobrze wykorzystane! Ok. godziny zajęło nam dostanie się z mieszkania pod stację początkową kolejki na Kasprowy i później dojechanie do mieszkanie po wycieczce. Trasa od kolejki na szczyt Nosala to również trochę ponad godzina (i to tylko dlatego, że Antek sporą część trasy szedł sam, skręcając to tu, to tam). Kolejna godzinka spędzona na podziwianiu widoków (i uważaniu żeby chłopaki nam nie pospadały ze skałek). Powrót (tą sama trasą, którą wchodziliśmy, ale już w zupełnie innym świetle) również niecała godzina. Pomyślelibyście? Ja wcześniej nie przypuszczałam, że tak cudne widoki są w Zakopanem tak łatwo dostępne. Właśnie dlatego czytacie ten artykuł.
Rowerem pod Nosal
Szczyt Nosala ma 1206 m n.p.m. Najłatwiej zdobyć go ruszając z Kuźnic, spod stacji kolejki na Kasprowy Wierch. Trasa wiedzie przez Nosalową Przełęcz i prawie do samego końca jest naprawdę łagodna. Do Kuźnic można się dostać busikiem (startują przy rondzie Jana Pawła II w Zakopanem), rowerem (od Wielkiej Krokwi prowadzi ścieżka rowerowa, trasa nie jest trudna, ale jednak cały czas lekko pod górę) oraz oczywiście pieszo.
My mieliśmy do niej dwa podejścia. Najpierw (również popołudniem, po basenach) pojechaliśmy rowerami, ale przy początku szlaku dzieci były już na tyle zmęczone, że zawróciliśmy. Na szczęście same rowery są równie fajne jak chodzenie po górach i nie mieliśmy poczucia zmarnowanego czasu. Szczególnie, że w drodze powrotnej zatrzymaliśmy się przy bacówce. Przy drugim podejściu poszliśmy na łatwiznę. Podjechaliśmy samochodem z Pardałówki pod rondo (tak! bez problemu znaleźliśmy wolne miejsce na bezpłatnym parkingu, koniec czerwca to chyba najlepszy czas na przyjazd do Zakopanego), później busikiem prosto pod kolejkę. Dzięki temu pełni sił ruszyliśmy na szlak na Nosal.
Mniej więcej w połowie trasy zaczęły się widoki, z każdym kolejnym metrem bardziej zachwycające. A przecież przed chwilą wyszliśmy z domu! Trasa była naprawdę prosta, na tyle, ze Antek (wtedy miał dokładnie dwa lata) większość przeszedł sam. Na plecach w nosidle wylądował tak naprawdę dopiero pod skałą, która prowadziła na sam szczyt. Tam po prostu baliśmy się już z nim iść za rękę, szczególnie, że do opanowania były jeszcze skaczące starszaki.
Widoki, roztaczające się ze szczytu Nosala powalają. I są naprawdę na wyciągnięcie ręki. Tak blisko miasta, tak prosta trasa. To było największe zaskoczenie naszych zakopiańskich wakacji z Golden Vacation Club. Pozostało wrócić do mieszkania. Są dwie opcje – ten sam szlak pod stację kolejki lub jeszcze krótszy, ale bardziej stromy, prowadzący do zapory. My poszliśmy na łatwiznę – spod kolejki mogliśmy od razu wrócić busikiem do domu. Poza tym nasz szlak był naprawdę łagodny, Antek mógł maszerować sam. Schodząc bardziej stromym szlakiem ….. musielibyśmy go znieść. W trakcie tej wycieczki zwyciężyła więc wygoda.
O rodzinnym zdobywaniu Nosala w samym szczycie sezonu przeczytacie u naszych dobrych znajomych z 8 stóp i Kasai. Za zaproszenie do Zakopanego dziękujemy Golden Vacation Club. Wszystkie nasze wpisy z tego pobytu znajdziesz tu.
2 komentarze
U nas też można poczytać Basiu 🙂 A przy zaporze jest przystanek busa i co ważne to wejście ma moim zdaniem najpiękniejsze widoki 🙂 Zapraszam, zagladnij 🙂 będzie mi naprawdę bardzo miło 🙂
Aaaaa dorzucę link! Ja wiem, że to wejście przy zaporze ma lepsze widoki, ale tego dnia zależało nam przede wszystkim na tym, żeby nasz dwulatek szedł jak najwięcej. I dlatego w dwie strony tym łagodnym szlakiem szliśmy. Antek naprawdę sporą część trasy zrobił na własnych nogach 🙂