Jak już niektórzy z was wiedzą, pogoda w Zakopanem nas nie rozpieszczała. Poranki były super, ale ok. 13-14 zaczynało padać. Wieczory znowu były znośne, ale wszędzie było mokro, więc pozostawały spacery. Szczerze mówiąc, myślałam, że atrakcji na taką (nie)pogodę będzie w stolicy Tatr nieco więcej.
Pierwszy dzień poświęciliśmy na długi spacer – chyba ponad 3 godziny (dlatego jego koniec był pełen spazmów zmęczonych dzieci, w efekcie Hubi w chuście, Hania… w wózku, Tymon na rękach). Ruszyliśmy – a jakże – w stronę Krupówek i skoczni.
O Krupówkach najlepszego zdania nie miałam (nigdy tam nie byłam ;p) i przyznaję, że miałam rację 😉 Jestem nimi podwójnie zawiedziona, bo wydawało mi się, że będzie tam przynajmniej tak jakoś „góralsko”, a tu nic. Wiem, że byliśmy tam w tygodniu (z drugiej strony – w środku lipca, więc sezon jak nic). Na ulicy nie słyszałam góralskiej muzyki (byli za to jacyś grajkowie latino). Wydawało mi się, że Krupówki będą mi przypominały Monciak (za którym też nie przepadam, ale przynajmniej czuję tam jakiś klimat, nie mój, ale jednak…). Trochę się zawiodłam.
Potem poszliśmy zobaczyć skocznię 😉 Oczywiście jak to my pomyliliśmy drogę i skończyliśmy w lesie… Po krótkim odpoczynku dotarliśmy. Skocznia wrażenie zrobiła. Ale sił na wjechanie/wejscie na szczyt już nie mieliśmy 😉
Kolejnego dnia popołudniu padało tak, że nigdzie nie poszliśmy. Na szczęście dzieciaki zawsze świetnie się bawią 🙂
Kolejnego „podeszczowego” popołudnia wybraliśmy się do Muzeum Misiów (jedynej – oprócz placu zabaw i wystawy LEGO (o niej wkrótce będzie osobny post) – atrakcji dla dzieci poleconej nam w informacji turystycznej). No cóż, żeby nie było, że cały czas narzekam… były to dwa połączone ze sobą pomieszczenia. Był misiowy domek, książeczki, misiowe talerze (fajne), kilka gadżetów. Do tego misie – chyba dość przypadkowe. Hani półka z pluszakami z powodzeniem mogłaby służyć za podstawę muzeum. Dzieciom się podobało, a mężowie mieli powód do wieczornego podśmiewania się ze swoich żon 😉
Ostatnią poleconą nam atrakcją był plac zabaw (z serii modnych teraz drewnianych, czy wy też macie wrażenie, że one są wszędzie?). Duży, ogrodzony, pilnowany przez ochroniarza, bezpłatny. Niestety, nasze dzieci z niego nie skorzystały, bo padało. A jak nie padało to… było mokro po deszczu. Taki pechowy wyjazd był 😉
PS. Przy Krupówkach jest też domek do góry nogami, ale stwierdziliśmy, że jednak tam nie pójdziemy (zresztą tych domków jest teraz coraz więcej, będzie więc na pewno inna okazja ;P). No i sale zabaw sobie też odpuściliśmy i… pojechaliśmy na basen (klik) 😉
* * *
Informacje praktyczne:
Muzeum Misiów, ul. Kościuszki 8, Zakopane, www.muzeummisiow.pl
Czynne codziennie od 10.00 do 19.00, Bilety: 10 i 8 zł (płaci się za nawet najmłodsze dzieci), gdy wchodzą 4 i więcej osób – 8 zł.
6 komentarzy
Taki "ponury" ten wpis, ale też uważam Zakopane za bardzo przereklamowane 🙂
no taki mieliśmy pobyt 😉
Szkoda że nie dotarliście do Parku w Kuźnicach – moje ulubione miejsce w Zakopanem. No i jeszcze na Gubałówkę wyjazd zawsze jest super przeżyciem dla naszych pociech.
A Krupówki z każdym rokiem coraz bardziej stają się tandetne.
Gubałówkę mieliśmy w planach, ale… padało 😉 W sumie nawet na dobre nam to wyszło, bo w zamian pojechaliśmy do Szaflar. A dzięki temu, że wcześniej opuściliśmy Zakopane nie staliśmy w mega korku (tuż po naszym wyjeździe był wypadek i droga zablokowana na kilka godzin)
plac zabaw w parku miejski koło Krupówek jeszcze jest. Za Krupówkami też nie przepadam ale dzieci lubią. My tam lubimy jeść w jednej knajpie. A tak to jeżdżę żeby po górach biegać. Szkoda że pogoda nie dopisała.
A muzeum misiów chłopcom się bardzo podobało- mi tak średnio.
Nie próbowaliście wjechać na Kasprowy? Polecam jeszcze Gubałówkę i koniecznie Willę Opolankę i Pęskowy Brzyzek, byłam tam z moją niespełna dwuletnią Ulą zimą i wszystkie te atrakcje się sprawdziły, ale rozumiem, ze pogody nie przeskoczymy.