Co zobaczyć w Poznaniu, gdy pomimo spędzenia tam 3 dni, na zwiedzanie ma się ledwie kilka godzin? Przed tym trudnym wyborem stanęliśmy niedawno z Antkiem. Wyszło mi, że w grę wchodzą tylko największe atrakcje w centrum. I choć Poznań znam dość dobrze, bo mieszkałam tam przez jeden rok akademicki (nie wierzę, że było to ponad 10 lat temu!), to taki 2-3 godzinny spacer był samą przyjemnością. Tym razem skupiłam się na chłonięciu miasta, nie wstępowałam do muzeów, nie oglądałam wnętrz kościołów. Gdybym to zrobiła, ze spaceru zrobiłaby się pełna atrakcji całodzienna wycieczka. To co zobaczyć? Ruszamy!
Poznań – od dworca na Stary Rynek
Z dworca PKP, wzdłuż słynnej ulicy św. Marcin ruszyłam w stronę Starego Rynku. Obiad, jak za starych studenckich lat, w… barze mlecznym Caritas przy bardzo zmienionym placu Wolności (oj ile ja tam zjadłam naleśników z owocami) i mogłam iść dalej. Minęłam odbudowany poznański zamek (jego odbudowa jest co najmniej tak kontrowersyjna jak rekonstrukcja zamku Bobolice). Idąc dalej znalazłam się na rynku – krótki spacer pomiędzy kamienicami, Bamberka, tysiąc prób zrobienia sobie z Antkiem selfie (nigdy się tego nie nauczę) i kawa w jednej z przyrynkowych knajpek. Wiele ciekawych miejsc znaleźć można w przyrynkowych uliczkach – Rogalowe Muzeum Poznania, pomnik koziołków, poznańską farę itp. Ja jednak szłam dalej (trochę się błąkając, więc droga zajęła mi „nieco” więcej czasu niż powinna) w stronę bardzo ostatnio modnej poznańskiej dzielnicy czyli Śródki.
Poznań – z Rynku na Śródkę
Tam obowiązkową atrakcją jest niesamowity mural, zdobiący jedną z kamienic. Tuż przy malowidle wstąpiłam do knajpki La Ruina. W planach było tylko przewinięcie i nakarmienie Antka, jednak skusiłam na na kawę i PRZE-PYSZ-NE ciacho. Knajpka chyba zostanie w pamięci na dłużej niż mural. Niedaleko muralu jest Ostrów Tumski (wystarczy przejść przez malowniczo położony most biskupa Jordana, Ostrów leży na wyspie na Warcie), najstarsza część miasta. Najwięcej turystów (przynajmniej tak mi się wydaje, bo statystyk nie znam) przyciąga Brama Poznania czyli Interaktywne Centrum Historii Ostrowa Tumskiego. Tym razem tylko obok niego przeszłam i wróciłam do centrum. Na rynku zastała mnie złota godzina, piękne zakończenie 3-godzinnego spaceru.
Poznań – z dworca do Palmiarni
A jeśli Poznań przywita was deszczem czy słotą, polecam odwiedziny w Palmiarni. Też jest rzut beretem od dworca, tylko w drugą stronę niż centrum miasta. Usytuowana w przyjemnym parku Wilsona, jest świetnym miejscem na przerwę w podróży, sprawdziliśmy to z Antonim w dniu naszego wyjazdu z Poznania. Palmiarnia jest duża, jest w niej gorąco i parno, trzeba więc pamiętać o odpowiednim ubiorze, szczególnie, gdy na dworze już niskie temperatury. Ne jej stronie internetowej wyczytałam, że jest to jeden z najstarszych w Europie ogrodów tego typu, a zobaczyć w niej można 17 tys. roślin należących do 1100 gatunków rosnących w 8 pawilonach. Robi wrażenie, nie tylko w internecie. W dziewiątym pawilonie są akwaria, nieco „trącące myszką”, ale z Antkiem tam spędziłam najwięcej czasu (muszę go zabrać do Palmiarni Gliwickiej, tam dopiero jest akwarium!). Dla starszych dzieci jest zabawa w poszukiwanie pieczątek (moje byłyby przeszczęśliwe). Na deser poszliśmy do znajdującej się na terenie palmiarni kawiarni „7 kontynentów” (można też pójść tylko do kawiarni, wejście znajduje się od strony ul. Matejki). Kawa i pyszna panna cotta konsumowane wśród egzotycznej roślinności były świetnym zakończeniem krótkiego pobytu w Poznaniu. Potem już szybciutko pobiegliśmy na dworzec kolejowy żeby pomknąć do domu.
* * *
Jeśli chcielibyście zostać w Poznaniu dłużej, polecam wam hostel PocoLoco. Jest dobrze zlokalizowany, mniej więcej w połowie drogi pomiędzy dworcem kolejowym a Starym Rynkiem. Miła obsługa, świetne, kolorowe wnętrza, dobrze wyposażona kuchnia, ceny ok. No i piętrowe łóżka (nawet nie mówię starszakom, że Antoś na takim spał, bo zzielenieją z zazdrości).