Sama nie wiem dlaczego Hrobacza Łąka (choć wersja Chrobacza Łąka też funkcjonuje) i Kamieniołom w Kozach została przez nas wyszukana w internetach dopiero jesienią 2020 r. Gdybyśmy dotarli tam wcześniej Kozy i okolice na pewno znalazłyby się w przewodniku „Dzieci odkrywają Śląskie”. Trasa z miejscowości Kozy do kamieniołomu i dalej na szczyt Hrobaczej Łąki tak bardzo się nam spodobała, że byliśmy tam dwie niedziele z rzędu. I kolejny raz, już inną trasą (szybszą i łatwiejszą), na samym początku stycznia.
Kamieniołom w Kozach – podejście pierwsze
Naszą trasę w Kozach zaczęliśmy w pobliżu Kaplicy Matki Bożej Koziańskiej przy ul. Panienki. W kompletnej mgle szliśmy przez las, z trudem odnajdując znaki tzw. Szlaku Papieskiego (na znakach żółty krzyż).
Idąc wciąż w górę, dotarliśmy do kamieniołomu i stanęliśmy nad sporą skarpą. Pod nogami mieliśmy cudne jeziorko, które bardzo szybko schowało się za mgłą. Gdy była lepsza widoczność, widoki byłyby cudne!
Postanowiliśmy iść dalej, nie tak jak początkowo myśleliśmy (a więc szlakiem papieskim), tylko „skrótem” przez las. W górę. Bardzo w górę… Po kilkudziesięciu metrach już żałowaliśmy (wszystko przez mokre liście, na których dzieciaki bardzo się ślizgały), ale wspinaliśmy się dalej. W końcu dotarliśmy do połączenia naszej ścieżki na skróty z żółtym szlakiem. Końcówka trasy to już przyjemnie poprowadzony szlak czerwony. Najpierw na swojej drodze mieliśmy szczyt Hrobaczej Łąki z krzyżem i taras widokowy (już ponad chmurami!), później dotarliśmy do schroniska. Mimo, że Hrobacza Łąka nie jest wysoką górą (828 m n.p.m.), widoki spod schroniska są obłędne. Przy każdej kolejnej naszej wyprawie były lepsze. Za trzecim razem widać było nawet ośnieżoną Babią Górę. Trasa na Hrobaczą Łąkę z Kóz ma ok. 4 km w jedną stronę. Niby mało, ale uwierzcie, można się nią zmęczyć.
Atrakcją (nie tylko dla dzieci) jest możliwość rozpalenia ogniska. Na turystów czeka kilka przygotowanych palenisk. Za każdym razem korzystaliśmy z tej możliwości, najczęściej przejmując już rozpalony ogień od osób, które były na szczycie przed nami. Były jabłka, kiełbaski, chleb i… parówki (bo plecak z kiełbasą został w Rezerwacie Żubrów w Jankowicach). Obiad z pięknymi widokami zawsze smakuje najlepiej.
Kamieniołom w Kozach – podejście drugie
Drugie podejście na Hrobaczą Łąkę z Kóz (tym razem widoczność było świetna) rozpoczęliśmy w tym samym miejscu. Jednak zamiast piąć się od razu w górę poszliśmy nad urokliwe jeziorko, które wcześniej widzieliśmy ze skalnej skarpy. Obeszliśmy my i dopiero później szliśmy na szczyt. Do tego momentu spacerować można nawet z dziecięcym wózkiem.
Tym razem do schroniska doszliśmy żółtym Szlakiem Papieskim. Od samochodu do schroniska mieliśmy niecałe 4,5 km i 400 m przewyższenia.
Wracaliśmy, tak jak za pierwszym razem, żółtym szlakiem (początkowo biegnie razem z czerwonym, potem odbija na wysokości Przełęczy u Panienki w dół). Droga nieco naokoło, ale za to już z łagodnym przebiegiem.
Hrobacza Łąka – szybkie wejście z Żarnówki
Na Hrobaczą Łąkę można dotrzeć nie tylko z Kóz czy Bielska-Białej (tu już dłuższa trasa). Na szczyt można dojść też żółtym szlakiem z Żarnówki. Szlak ten prowadzi dość mocno w górę, cały czas asfaltem. Podobno jest popularny wśród osób wchodzących z dziećmi w wózkach. Faktycznie, spokojnie można wjechać, ALE trasa cały czas prowadzi drogą. Samochodów trochę jeździ i szczerze powiedziawszy ja z moją rozbieganą trójką dzieci takiej trasy bym się obawiała. Dlatego poszliśmy trochę na łatwiznę i część trasy przejechaliśmy autem. Dojechaliśmy do graniczy zabudowań i tam zaparkowaliśmy (niestety na dziko, w miejscu gdzie stało już kilka aut). W ten sposób do przejścia pozostały nam ostatnie 2 km trasy do schroniska (już nie do końca asfaltem, droga przez las była dość dziurawa). Bez widoków, bo trasa prowadziła lasem, ale za to szybko. Myślę, że to świetny sposób na zobaczenie zachodu słońca w górach i szybki, bezpieczny powrót.
Pierwsza wycieczka do Kamieniołomu w Kozach i na Hrobaczą Łąkę rozpoczęła się we mgle i chmurach. Druga, wokół stawu przy kamieniołomie, zachwycała nas już z pięknymi widokami na całej trasie. Wisienką na torcie, była wycieczka trzecia. Wtedy widoczność była idealna. Siedząc przy ognisku widzieliśmy ośnieżoną Babią Górę.