Pierwszy raz odwiedziliśmy Pszczynę zimą. Przyznaję, że szopka w Zagrodzie Żubrów trochę mnie zawiodła, myślałam, że jest zaaranżowana jako żywa stajenka. Hani się podobało, szczególnie, że Józef… miał głowę – naszemu jej brakuje (mimo to dzielnie siedzi obok Maryi na parapecie i pilnuje Jezuska, co stało się z głową? NIE MAM POJĘCIA).
Stajenka jest mała, z „podstawowymi” figurami. Można ją oglądać tuż przy wejściu do zagrody (trzeba kupić bilet). Jak już się weszło, wskazany jest też spacer i odwiedzenie zwierząt 🙂
Wszystkie zwierzęta są w swoich zagrodach, ale jakoś tak spokojniej wszędzie 😉
Paw jak zwykle pchał się na pierwszy plan. Czekał przed zagrodą żubrów. Niestety same żubry do nas nie przyszły 🙁
Stały sobie daleko, daleko, ledwo je dostrzegliśmy. Tym razem Hanula naprawdę była zwiedziona, ale co zrobić? Chyba przyjedziemy jeszcze raz 😉
Zawód z powodu niezobaczenia żubrów z bliska zniknął w momencie wejścia na sanki. Dobrze, że na trawie w parku trochę go było.
A jak już jest się w Pszczynie to trzeba wstąpić i na rynek. Teraz – oprócz choinki – kusi lodowisko 😉