Półwysep Helski zimą? W styczniu? Przecież tam wtedy wszystko jest pozamykane. Hula wiatr. Pustka. Tak! Właśnie dlatego tam pojechaliśmy w naszą pierwszą podróż w 2017 r. Wyjazd był mega spontaniczny. Wszystko przez rybnicko-katowicki smog, o którym jest ostatnio głośno. Kiedy siedząc w pracy, w biurze na 18 piętrze, widziałam… właśnie nic nie widziałam, kompletnie nic, miarka się przebrała. To był poniedziałek, a my we wtorek późnym wieczorem wyruszaliśmy w drogę do Kuźnicy. Po czyste powietrze i spokój. Znaleźliśmy tam i jedno, i drugie. I jeszcze piękne widoki.
Półwysep Helski zimą
W życiu nie byliśmy nad Bałtykiem zimą, zdarzało się być w październiku/listopadzie (pamiętacie moją sanatoryjną wyprawę z 4-latką i roczniakiem?), ale to jednak nie był styczeń. Jak się okazało, był to błąd, bo morze zimą jest naprawdę magiczne. Choć byliśmy tam tylko trzy dni, Półwysep Helski zwiedziliśmy na ile wiatr i szybko zapadający zmrok nam pozwoliły. Poza tym odpoczywaliśmy w Fulinowie, niezwykłym miejscu tuż przy plaży. Czy można chcieć więcej?
Kuźnica zastała nas piękną, zmrożoną plażą. Tak było pierwszego dnia. Drugiego widok był już zgoła inny. Po bardzo wietrznym popołudniu i nocy, w której myśleliśmy, że nas wywieje z łóżek, plaża była pięknie przyprószona bielutką warstwą śniegu. „Nasz” kawałek plaży rozciągał się od wejścia nr 34 do kutra, który bardzo dzieci interesował. Jeszcze bardziej, gdy okazało się, że rybacy tą łupinką nadal wypływają w morze – widzieliśmy!
Hel i fokarium
Oczywiście nie bylibyśmy sobą, gdybyś się z Kuźnicy nie ruszyli(zresztą umarlibyśmy tam z głodu, znaleźliśmy tam tylko jednego czynnego spożywczaka, za to z pysznymi chałkami na śniadanie). Najpierw w stronę Jastarni, gdzie – podobno – miała być otwarta jakaś restauracja (była – Łóżko, polecamy zupę rybną i pierogi z mięsem), potem do tamtejszego portu (nawet nie doszliśmy do końca krótkiego mola, bo nas wywiało).
Dzień później było już lepiej, szczególnie, że wstaliśmy wcześniej i na plaży w Kuźnicy zameldowaliśmy się tuż po 9 rano. Potem była wycieczka na koniec Helu, czyli… do Helu właśnie. Mieliśmy wstąpić do Muzeum Rybactwa, ale dzieci musiały JUŻ TERAZ NATYCHMIAST iść do fok. Mieliśmy też podjechać pod fortyfikacje, ale znowu się nie udało. Tym razem zrobiło się już po prostu ciemno, obiad w poleconej nam restauracji Kuter się niemiłosiernie wydłużył (nie wiem jak oni ogarniają w sezonie, do tego jedzenie średnie).
Oczywiście naszym celem było słynne Fokarium Stacji Morskiej Instytutu Oceanografii Uniwersytetu Gdańskiego. Słabo mi się robiło jak sobie przypomniałam jakie tłumy zastaliśmy tam kiedyś we wrześniu. Na szczęście w styczniu na pomysł odwiedzenia sympatycznych fok poza nami wpadło jakieś 6 osób… Trochę zawiewało, więc tylko przeszliśmy się helskim deptakiem i przed budynkiem fokarium byliśmy ponad godzinę przed wyznaczonym terminem karmienia fok (11.00 i 14.00). I nie mogliśmy się do niego dostać, bo wszystko jest tam zautomatyzowane. Super, że jest maszyna rozmieniająca pieniądze i wydająca 5 zł, którymi potem płaci się za wstęp. Szkoda tylko, że nie była pełna… Kiedy w końcu doprosiliśmy się o wpuszczenie nas do środka okazało się, że czeka na nas kolejny automat, tym razem pełny i rozmieniający pieniądze na monety o wartości 1 zł. Dzięki niemu weszliśmy do budynku przy basenie fok, oficjalnie, by zobaczyć wystawę, nieoficjalnie – by się ogrzać (w środku było jakieś 14 stopni, w sumie i tak cieplej niż na zewnątrz, no i nie wiało). Wystawa jest dość uboga, ale jest tam coś lepszego, o czym nie miałam pojęcia. Wprost z sali wystawowej wchodzi się do piwnicy, w której można zobaczyć kilka filmików o fokach. Większą atrakcją są jednak przeszklone ściany basenu – tam można stanąć oko w oko z foką! Dlaczego o tym się nie mówi? To zdecydowanie odkrycie naszej pozasezonowej wyprawy.
Najlepsze było jednak karmienie fok, dużo krótsze niż w sezonie (dzięki Bogu, myślałam, że nas wywieje z tego pomostu). Zwierzaki są niesamowite i to właśnie je dzieciaki najbardziej pamiętają z wyjazdu (a z budynku muzeum można zobaczyć jak foki nawołują opiekunów, świetny widok). Wyprawa była też edukacyjna. Hubo już chyba wszystkim opowiedział tragiczną historię zmarłej w fokarium foki Krysi, z której żołądka wyciągnięto kilkaset monet. Nasze dzieci nigdy nie wpadną na pomysł wrzucenia czegokolwiek do basenu ze zwierzętami.
To co? Pakujecie się?
* * *
Informacje praktyczne:
Fokarium Stacji Morskiej Instytutu Oceanografii Uniwersytetu Gdańskiego, ul. Morska 2, Hel, www.fokarium.com
Otwarte codziennie, godziny karmienia: 11.00 i 14.00, wstęp 5 zł (na wystawę dodatkowo 1 zł/os).
8 komentarzy
szkoda ze w Kuttrze wam nie wyszlo. My tak głównie pizze jemy i piwo z wiśniami. Nasza ulubione knajpy poza sezonem są zamknięte :(. Obsługa w sezonie jest bdb. A najlepszy jest kącik zabaw dla dzieci. Matka może w spokoju sączyć piwko 🙂
No my jednak coś innego niż pizza chcieliśmy (ile można ;p), kącik faktycznie spoko
też lubimy morze zimą 🙂
Oj nie dziwię się
Dobra decyzja by odwiedzić morze zimą! My mieszkamy na co dzień na Pomorzu, więc morze mamy na co dzień, więc przez to trochę go nie doceniamy! Natomiast na Hel jeździmy przynajmniej dwa razy w roku, zawsze poza sezonem! Polecam wybrać się jeszcze wiosną 🙂
Ja zawsze chętnie. Tylko czasu i funduszy na wszystko nie starcza 😉
Zimą nad morzem jeszcze nie byliśmy 🙁 Wpadliście na świetny pomysł 🙂
Latem na półwysep fajnie pojechać pociągiem albo popłynąć statkiem. Omija się wtedy korki. A zimą pusto i nie ma problemu z dojazdem autem. Pamiętam, że często jeździłem z rodzicami na rybkę właśnie poza sezonem.