Poznań to miasto, z którym wiążą się moje bardzo miłe wspomnienia – mieszkałam tam rok, studiowałam to, co naprawdę chciałam, poznałam fajnych ludzi. Zawsze wracam tam z uśmiechem. Tak było też tym razem. Nie przeszkodziły nam nawet niezbyt pomyślne prognozy pogody – jak się okazało nie było aż tak źle i nawet nie korzystaliśmy z planu „B” czyli atrakcji do zobaczenia „pod dachem”. Hania już w Poznaniu była. Wtedy – po drodze nad morze (my zawsze jedziemy kilka dni) – odwiedziła zoo. Nie wiem jak to się stało, ale nie mamy z tej wizyty ani jednego zdjęcia (właśnie dlatego o tym naprawdę fajnym miejscu jeszcze nie przeczytaliście). Tym razem było inaczej, ale o zoo będzie kiedy indziej. Dziś, tak na dobry początek, centrum Poznania.
Nasz spacer zaczęliśmy od Placu Wolności (taaaa, tam jest podziemny parking).
Szliśmy w stronę Starego Rynku. Po drodze zobaczyliśmy odbudowany zamek (tak, już wiem dlaczego wokół jego odbudowy była taka burza, no ni jak mi to „nie wygląda”, ale ekspertem nie jestem).
Na Rynku główną atrakcją miały być oczywiście prykające koziołki. Ale to dopiero o 12.00. Zanim wybiło południe Hania zobaczyła więc Bamberkę, Ratusz, Katedrę (przy niej przepyszne (i mega drogie…) tradycyjne lody) i… jeszcze inne koziołki.
Najważniejsze były jednak te na ratuszu (sądząc po liczbie oczekujących osób nie tylko dla nas).
3 komentarze
my byliśmy z Janem w Poznaniu w zeszłym roku i też nas zauroczył
super rodzinna fotka z koziołkami 🙂
Poznańskie kamiennice naprawdę takie kolorowe 🙂 Piękne zdjęcia.
te rynkowe tak – dalej w miasto już standardowe, bardziej szare 😉